czwartek, 31 stycznia 2013

Beleczki, folia, powałka

Zamknięcie od góry wnętrza ula jest kolejnym zagadnieniem które wywołuje wiele dyskusji. W swojej praktyce zaczynałem  od beleczek, które na części uli zastąpiła gruba i przeźroczysta folia ogrodnicza a na części powałki.

Na dzień dzisiejszy nie planuję wracać do beleczek, natomiast folia na ramkach będzie w pasiece współistniała z powałkami. Każda z metod ma swoje plusy i minusy i od preferencji pszczelarza zależy co chce używać.

Beleczki wymagają przeznaczenia dużo większej ilości czasu przy przeglądzie jak pozostałe materiały. Dodatkowo, co ważniejsze, wpływają na wentylację poprzez zablokowania przestrzeni międzyramkowej. W warunkach zimowych, uniemożliwiając przechodzenie pszczół górą, nad ramkami, mogą przyczynić się do osypania rodzin z głodu. Powyższe zachodzi w sytuacjach "awaryjnej" zimowli, złego rozłożenia pokarmu czy niekorzystnego uwiązania się kłębu. Przy prawidłowej zimowli nie ma większego znaczenia. Plusem beleczek jest łatwe ustawianie uliczek dostępu do nadstawki wiosną, gdy nie chcemy nadmiernie schładzać gniazda. Umożliwiają także wykonywanie przeglądu w sposób mniej schładzający gniazdo (zatykamy uliczki między przejrzanymi plastrami), jednak kosztem poświęconego na przegląd czasu. Dodatkową zaletą jest możliwość regulacji wentylacji przez pszczoły (oczywiście w ograniczonym zakresie) poprzez kitowanie i uszczelnianie styku beleczek z ramkami. Co dodatkowo jest dla pszczelarza źródłem propolisu. 

Gruba  przeźroczysta folia, jest według mnie najbardziej uniwersalnym rozwiązaniem. Zakładanie i ściąganie folii jest szybkie i jednocześnie umożliwia  częściowe odsłanianie uliczek. Folia jest przykitowana na krawędziach korpusu ale na górnej powierzchni ramek, pszczoły budują własną nadbudowę woskową. Przy przestawianiu korpusów musimy ją ścinać dłutem wydłużając czas przeglądu. Dzięki niedoleganiu folii pszczoły same regulują sobie przestrzeń do wentylacji i przechodzenia nad ramkami. Na koniec, folia umożliwia zerknięcie w gniazdo bez jej zdejmowania przy każdych warunkach pogodowych.
Jednak także folia ma swoje minusy. Wymaga bardzo dobrej wentylacji przez dennicę, ja stosuję ją wyłącznie w ulach z dennicą osiatkowaną. Przy niedostatecznej wentylacji wykrapla się na niej para wodna. Przy doleganiu folii do powierzchni drewnianych mogą pojawiać się ogniska czarnej pleśni. Przycięty prostokąt folii wytrzymuje u mnie przez 3 sezony, następnie jest wymieniany ze względu na wygryzione przez pszczoły otwory.
Przy zakarmianu zimowym (karmię otwartymi wiaderkami) wystarczy pod folię dać dwie beleczki prostopadle do ramek, w celu zabezpieczenia przed gnieceniem pszczół i odgiąć jeden róg folii.

Powałki używam zarówno styropianowe (od Łysonia) jak i wykonane z 10mm sklejki). Powałka jest rozwiązaniem "nowoczesnym" ale dla mnie ma tylko jedną przewagę nad folią. Poprzez wprawione pajączki umożliwia zakarmianie zimowe bez kontaktu z pszczołami. Poprzez wstawienie w pajączki słoików bądź odpowiednio wyprofilowanych wiaderek. W swojej praktyce nawet przy powałkach wolę stosować normalne wiaderka (przy wyciągniętym skrajnym pajączku).
Dzięki lepszej izolacji termicznej nie występuje problem skraplania w takim stopniu jak przy folii.



środa, 30 stycznia 2013

Ule z płyty OSB

Budowa uli z płyty OSB jest prosta szybka i kusząca dla osób chcących powiększyć pasiekę a nie dysponujących czasem na budowę bardziej złożonych uli bądź gotówką na ich zakup. Ponieważ zaplanowałem zbudowanie kilku uli jednościennych bezfelcowych na próbę, żeby zobaczyć jak w nich będzie wyglądała gospodarka w moim terenie, nie chciałem inwestować w nie nadmiaru gotówki i czasu.
Z ołówkiem w ręce sporządziłem projekt ula, zwymiarowałem elementy i ... pojechałem do CASTORAMY.
Na miejscu przycięto mi na wymiar wszystkie kawałki i po godzinie miałem materiał na 4 komplety korpusów i daszków z OSB3 o grubości 22mm. Dennice zrobiłem drewniane, osiatkowane.
Ściany korpusów poskręcałem wkrętami o długości 60mm, nie stosowałem żadnego klejenia. Wszystkie kawałki na liniach cięcia i na powierzchniach zewnętrznych zostały pokryte pokostem i 2 warstwami farby olejno-ftalowej. Wręgi do wieszania ramek zrobiłem poprzez przykręcenie dociętej płyty OSB3 o grubości 10mm. Sumarycznie ściany boczne mają po 22mm zaś ściany czołowe po 32mm. Daszek wykonałem z kawałka płyty OSB z przykręconymi listwami 20x40mm, włożonym styropianem dla izolacji termicznej i pokrytej folią ogrodową. Ważne jest aby folia była przymocowana luźno, umożliwiając wymianę powietrza w przestrzeni między folią a powierzchnią płyty. Na wskutek warunków atmosferycznych występuje tam skraplanie się pary wodnej.
Do wykonania opisanych korpusów potrzeba formatki OSB o wymiarach:
korpus wielkopolski
2szt. o wymiarach 270x480 o grubości 22mm
2szt. o wymiarach 270x375 o grubości 22mm
2szt. o wymiarach 255x375 o grubości 10mm
nadstawka 1/2 wielkopolski
2szt. o wymiarach 140x480 o grubości 22mm
2szt. o wymiarach 140x375 o grubości 22mm
2szt. o wymiarach 125x375 o grubości 10mm

Osadziłem w nich odkłady 21 maja 2012 i doprowadziłem do zimowli, rodziny rozwijały się podobnie jak w ulach ocieplonych czy styropianowych. Już przy zakarmianiu na zimę zauważyłem niepokojące zjawisko. Pomimo dennic osiatkowanych ilość wilgoci wewnątrz ula spowodowało "spuchnięcie" płyty, czego efektem było bardzo ciasne pasowanie ramek we wręgach. Po prostu spuchnięta płyta zlikwidowała pozostawiony 3-4mm luz. Do zakończenia przygotowania rodzin do zimowli, mimo opadów deszczu nie stwierdziłem puchnięcia zewnętrznych warstw płyt OSB.

Po pierwszym przeglądzie podzielę się uwagami co do stanu technicznego uli jak i stanu zazimowanych w nim rodzin.

niedziela, 27 stycznia 2013

Wytapianie i sterylizacja wosku


Poszukiwania jak najlepszej metody odzyskania wosku z przeczerwionej woszczyny nie są obce żadnemu pszczelarzowi. W swojej pasiece przerobiłem praktycznie dwie metody.

Pierwsza z nich to wytapianie starym poczciwym tomerkiem. Operacja czasochłonna, przy resztkach syropu w plastrach powodująca jego karmelizację i zabrudzenie wytopionego wosku.

Druga z używanych metod to rozgotowanie woszczyny i późniejsze jej cedzenie. Niezbędny jest oczywiście duży garnek, w którym gotujemy kilka litrów wody i dokładamy kolejno plastry przeznaczone do przetopu. Po wypełnieniu garnka do około 3/4 pojemności spradzamy czy woszczyna jest dokładnie rozgotowana i gotowa do cedzenia. Na zwykłe plastikowe wiaderko nakładam metalowe sito i przelewam przez nie całą zawartość garnka. Pozostałości na sicie można przelać wrzątkiem w celu odzyskania pozostałości wosku, jednak nie są to znaczące ilości. Przy braku odpowiedniego sita można do cedzenia użyć podwójnie złożonej gazy.

Proces taki przeprowadzam kilka razy w ciągu sezonu przetapiając wosk z dzikiej zabudowy, ramek pracy czy uszkodzonych plastrów. Dzięki temu unikam ewentualnego zapleśnienia ramek przy dłuższym przechowywaniu.

Jesienią po selekcji ramek wytapiam całą pozostałą woszczynę a następnie topię wosk z całego sezonu i klaruję w 2-3 wiaderkach, w zależności od ilości otrzymanego wosku. Wiaderka ocieplam i czekam około 48 godzin. Po wyjęciu krążki są skrobane, suszone i czyściutkie odkładane do magazynku.

Kolejną czynnością niezbędną w procesie pozyskiwania wosku, szczególnie gdy węzę wykonujemy z wosku pochodzącego z innych pasiek jest jego sterylizacja. Powstało wiele rozwiązań próbujących obejść parametry "książkowe", od podgrzewania wosku w garnku na palniku, poprzez gotowanie w szybkowarach a na wstawianiu pojemnika z woskiem do piekarnika kończąc. Oczywiście żadna z tych metod przez użytkowników nie jest weryfikowana na skuteczność eliminacji przetrwalników zgnilca amerykańskiego, czyli może jedynie uspokajać sumienie pszczelarza.
Na forum "Ambrozja" pojawił się w końcu merytoryczny tekst autorstwa "górskiego-pszczelarza" http://www.gorskie-miody.pl/  który wyraził zgodę na jego zamieszczenie na tym blogu.
"... Jeżeli przetrwalniki zgnilca giną w temperaturze 121,1 C po 30 minutach (dane z książki Glińskiego "Choroby pszczół") to:
Jeśli kupimy szybkowar który pracuje w nadciśnieniu 0,7 atm (takie można znaleźć spokojnie na allegro) czyli osiągnie wewnątrz temperaturę 115 C podczas gotowania.
A z tego wynika, że aby kompletnie wybić w takim garnku przetrwalniki po zastosowaniu mojego wzoru wychodzi, że czas sterylizacji powinien być dłuższy o 4,07, czyi powinien wynosić jakieś 122 minuty (czyli pełne 2 godziny i 2 minuty:). Po tym czasie już nic nie przeżyje
ps. niby 6 stopni różnicy tylko, a taka ogromna przepaść w czasie.

Przy zakupie szybkowaru pracującego przy nadciśnieniu 0,8 atm, czyli 117C takie też są spokojnie dostępne. Czas sterylizacji to 77 minut.
A druga sprawa przypominałem sobie trochę informację odnośnie sterylizacji w autoklawach oraz bez pary czyli np. w garnku. I jest poważny problem. Przy sterylizacji w autoklawie dodatkowym parametrem oprócz temperatury, która odgrywa dużą rolę podczas sterylizacji jest para wodna, która potęguje jej działanie.
Dlatego też jeśli podgrzewamy wosk w garnku do 120 stopni. To tak naprawdę po 30 minutach nie zabijemy wiele przetrwalników i wosk będzie nadal skażony! Pamiętajmy o tym. Temperatura sterylizacji bez pary wodnej powinna wynosić od 160-180 C, a to już wpłynie niekorzystnie na jakość wosku (zasmoli się i zaciemnieje na pewno) jeśli się nie zapali. Także pozostaje sterylizacja tylko i wyłącznie w szybkowarze lub autoklawie. Ewentualnie promieniowanie gamma jeśli ktoś ma dostęp.

ps. poprawka znalazłem na necie artykuł o gotowaniu wosku w garnku ogrzewamy płaszczem olejowym. Należy gotować wosk w temperaturze 150 C przez 1,5 h. Wtedy pozbywamy się spor. Temperatura zapłonu wosku to jakieś 150 stopni.
Co nie zmienia faktu że lepiej chyba kupić sobie szybkowar i gotować spokojnie przez 2 godziny..."

sobota, 26 stycznia 2013

Dennica do ula korpusowego


 Dennice urosły do rangi tematu godnego długich dyskusji, prac konstruktorskich czy wręcz kłótni o ich zaletach i wadach. W swojej praktyce wykonałem i przetestowałem kilka różnych konstrukcji. Poczynając od najprostszych wykonanych z kawałka płyty OSB z nabitymi listwami, poprzez osiatkowane z ruchomą i stałą siatką a na styropianowych dennicach Łysonia kończąc. Każda z tych konstrukcji ma swoje wady i zalety.

U siebie w pasiece postanowiłem oprzeć się na dennicach o wysokiej ściance, osiatkowanych ale z siatką mieszczoną około 3 cm pod ramkami. Z jednej strony nie mam problemu z dziką zabudową z drugiej strony wysoka ścianka chroni przed nadmiernym zawiewaniem w okresie jesienno zimowym. Moja konstrukcja miała być przede wszystkim funkcjonalna i maksymalnie prosta w budowie, z użyciem podstawowych narzędzi: piły stołowej, ukośnicy i wkrętarki.

Przy ulach styropianowych zastosowałem dennice higieniczne (osiatkowane) i tej konstrukcji będę starał się trzymać.

Proste dennice z OSB pozostawiłem jako dennice interwencyjne na doraźne potrzeby związane z szybkim osadzeniem roju, zrobieniem czasowego odkładu, czy konieczności odstawienia rodni w celu zlikwidowania nastroju rojowego. Według mnie, nie nadają się one do normalnego używania w rodzinie pszczelej, powierzchnia się łuszczy, powstają miejsca trudno dostępne przy czyszczeniu i dezynfekcji. Trwałość jest zadowalająca, pomalowana farbą chlorokauczukową lub olejną (od zewnątrz) po 4 latach nie wykazuje oznak, skłaniających do remontu lub utylizacji.

Całkowicie zrezygnowałem z dennic z ruchomą siatką. Po pierwszej zimowli pszczoły tak ją przykitowały, że wyciąganie zakończyło się kompletnym zniszczeniem konstrukcji.

środa, 23 stycznia 2013

Uliki weselne - budowa i zasiedlanie


Własne matki to oczywiście także potrzeba posiadania ulików weselnych. Początkowo do unasienniania kupowanych matek używałem ulików styropianowych z f-my Łysoń. Samo unasiennianie przebiegało poprawnie ale dłuższe przetrzymanie w nich czerwiącej matki było praktycznie niemożliwe. Kolejnym problemem było likwidowanie ulików na jesień i konieczność zagospodarowania dużej ilości nietypowych rameczek z czerwiem.



Skorzystałem z doświadczeń jednego z kolegów z koła pszczelarzy do którego należę i postanowiłem zrobić uliki mieszczące dwie ramki 1/2wlkp, czyli takie jakie używam w miodni. Komora na ramki musi być na tyle szeroka, aby można było ramki rozsunąć i włożyć matecznik na wygryzieniu. Sam ulik wykonany jest z 20mm deski a wewnętrzna ścianka oddzielająca komorę pokarmową ze
sklejki 10mm i kawałka przyciętej kraty odgrodowej
W daszku od wewnątrz wsunięty jest dopasowany kawałek styropianu, zapewniający dodatkową izolację termiczną.

Z jednej strony matka ma więcej miejsca do czerwienia a likwidacja ulika jest prosta i nieskomplikowana (dokładam ramki do miodni jednej z rodzin). Niestety z drugiej strony konieczne jest zasiedlenie większą ilością pszczół. Szacuję, że będzie potrzebne około 0,4 litra pszczół.

Kolejna konstrukcja którą posiadam u siebie w pasiece oparta jest na półkorpusie wielkopolskim, przystosowanym do szybkiego przekształcenia w 3 uliki trzyramkowe. Wystarczyło wykonać nacięcia w wewnętrznej 10mm płycie OSB, umożliwiające wsunięcie płyt odgradzających poszczególne sekcje.
W moim przypadku jest to 10mm sklejka wodoodporna. W celu zapobieżenia przechodzeniu pszczół pomiędzy sekcjami zastosowałem beleczkowanie między ramkami.

Niezbędnym elementem, przy tak używanym korpusie jest dennica, przystosowana do samodzielnego funkcjonowania wszystkich trzech sekcji (ulików). Moja jest wykonana chyba w najprostszy, możliwy sposób. Kawałek płyty OSB, na to przybite kilkoma gwoździkami listewki 20x20mm i tyle. Wylotki z regulacją szerokości otrzymałem dzięki ukośnemu przecięciu listew i przybiciu ich jednym gwoździkiem na samym skraju. Szybkie, proste i w zasadzie nie ma się co zepsuć. W normalnych warunkach półkorpusy są używane jako miodnie w ulach produkcyjnych. W sytuacji awaryjnej w parę minut mogę je przekształcić w "żłobek" dla matek.



ciąg dalszy nastąpi...


Własne matki

Naturalnym etapem rozwoju pasieki jest podjęcie decyzji o pozyskiwaniu własnych matek.
W tym miejscu będę opisywał cały "proces technologiczny" ich pozyskiwania.

Po długich namysłach, analizie literatury i opinii forumowych praktyków postanowiłem wystartować z systemem NICOT i matką reprodukcyjną PRIMĄ, zamówioną w pasiece "Mellifera" pani Gembali.
Jak zwykle pierwszy krok to skompletowanie niezbędnego sprzętu i przystosowanie go do własnych wymagań.



Ramka NICOT została wmontowana w ramkę wielkopolską pomiędzy dwa kawałki węzy. Sposób ten podpatrzyłem na filmie jednego z rosyjskich pszczelarzy.
http://www.youtube.com/watch?v=Jbv_pVAiNYs&feature=related


Ramka hodowlana została zmontowana na bazie ramki wielkopolskiej i umożliwia jednoczesne poddanie 20 mateczników.






Do tego doszły drobiazgi typu lokówki, zapasowe miseczki matecznikowe i uchwyty. Po próbach z wyjmowaniem miseczek z ramki NICOT zafundowałem sobie chirurgiczny pean. Praca z nim przy wyciąganiu poszczególnych miseczek jest dużo łatwiejsza.